dzień 8

RELACJA Z WYJAZDU
dzień dziewiąty

dzień 10

 

24.06.2003
Rano po szybkiej przejażdżce po miasteczku wyruszyliśmy na Błędne Skały a następnie wróciliśmy się na Szczeliniec Wielki, który okazał się niezłą próbą dla moich kolan (dla tych co nie byli: idzie się tam cały czas jak po schodach), po zejściu po raz pierwszy na tym wyjeździe wyraźnie poczułam, że nie są one w najlepszej formie. Na szczęście reszta dnia zapowiadała się raczej bez wielkiego wysiłku. W Czermnej obejrzeliśmy sobie Kaplicę Czaszek, przespacerowaliśmy się przez Kudowę Zdrój i wybraliśmy się przez granicę do Nachodu po zaopatrzenie ;-). Następnie za Lewinem Kłodzkim wdrapaliśmy się na ruiny zamku Homola, po drodze z niemałym wysiłkiem zrywając wielką hubę dla Rycerza. W Szczytnej obejrzeliśmy XIX wieczny zamek, w Starej Łomnicy rzuciliśmy okiem na wieżę rycerską i z mocnym postanowieniem spędzenia nocy (i kolejnego dnia) na ruinach zamku ruszyliśmy do Różanki. Tam niedaleko w lesie powinny znajdować się ruiny zamku Szczerba. Hmmm... Jesienią, kiedy Rycerz był tam wcześniej były widoczne z drogi. Tym razem jednak odnalezienie ich okazało się niełatwe. Zaczynał zbliżać się zmrok a ruin ani śladu. Po długich dyskusjach i krótkich wypadach do lasu, wymusiłam na Rycerzu sprawdzenie dokładniej szlaku idącego w las. Był to strzał w dziesiątkę ale okazało się, że dojście do ruin to ładnych parę minut i ostatnie metry to niemal pionowe podejście do bramy. W zasadzie żaden problem, gdyby nie fakt, że planowaliśmy rozbić tam obóz i wypocząć przez jeden dzień. Aczkolwiek jak się okazało stanowiliśmy ekipę, która jak coś postanowi to i wykona :-))). Niewiele myśląc, znaleźliśmy kawałek miejsca przy drodze nadający się do zaparkowania samochodu, przygotowaliśmy pierwszą partię bagaży do zabrania i ruszyliśmy pod górę. Po szybkim rekonesansie na górze okazało się, że nie bardzo jest miejsce na rozbicie namiotów, poza miejscem gdzie inni turyści urządzili miejsce ogniskowe, które przy okazji postanowiliśmy wykorzystać. Jednak uznaliśmy, że nie ma rzeczy niemożliwych i gdzieś te namioty upchniemy. Ruiny o zmroku przedstawiały się dość posępnie, wokół ciemny już las, ale mimo to moi panowie bez wahania natychmiast ruszyli po kolejne bagaże, nawet nie pytając czy nie boję się zostać sama :-). Pozostawiona bez wyboru wzięłam się powoli za zorganizowanie obozowiska. Chłopcy wrócili po ok. pół godzinie, w tym czasie zapadły całkowite ciemności, mocno więc protestowałam przed kolejną wycieczką do samochodu, zejście od bramy było dość karkołomne nawet w świetle dnia a pokonywanie go w nocy z bagażami graniczyło z szaleństwem. Oczywiście moje protesty na niewiele się zdały, ale w efekcie tych wycieczek mieliśmy na górze absolutnie wszystko co trzeba i następnego dnia nie groziła nam konieczność opuszczania naszego obozowiska, co najwyżej przydałoby się uzupełnić zapasy wody. Po zorganizowaniu obozu zafundowaliśmy sobie całkowity relaks i resztę nocy spędziliśmy przy ognisku, kiełbaskach i piwie. Spać poszliśmy przed 8 rano.