dzień 13

RELACJA Z WYJAZDU
dzień czternasty

 

29.06.2003
Nad ranem (coś ok. 5-tej), kiedy gospodarze poszli spać nasza trójka zdecydowała się na spacer do Kamieńca (5-6 km). Po godzinnym marszu byliśmy na miejscu. Wykonaliśmy parę zdjęć z drogi i ... tu chyba należy pominąć milczeniem co nam przyszło do głowy, ze względu na młodszą młodzież, która może to czytać, aby nie uczyła się postępować nie całkowicie zgodnie z prawem :-))). Dość, że wróciliśmy do Ożar ok. 8 rano. Nasi gospodarze smacznie spali. Chłopcy też się chwilę zdrzemnęli. Kiedy wszyscy byli z powrotem na nogach nasi gospodarze nie chcieli wierzyć w naszą poranna wycieczkę. Po śniadaniu dokonali nam jeszcze przeglądu samochodu, poprawili parę drobiazgów i mogliśmy ruszać. Zaczęliśmy ponownie od Kamieńca gdzie całkowicie legalnie z biletami zwiedziliśmy w końcu pałac (jest imponujący mimo, iż daleko do końca jego restauracji). Niestety nieprzespana noc dawała nam się mocno we znaki i na domiar złego od rana bolało mnie kolano, początkowo nieznacznie ale z czasem coraz mocniej. Wczesnym popołudniem miałam już kłopoty z chodzeniem. Wypatrując na mapie jeziorko, ponieważ pogoda była ładna (choć nie upalna) postanowiliśmy urządzić sobie tam parogodzinne "leżakowanie". Niestety nawet późnym popołudniem stan mojego kolana nie poprawiał się a wręcz przeciwnie, z wielkim żalem zdecydowaliśmy (a właściwie chłopcy zdecydowali), że kończymy naszą podróż i jedziemy natychmiast na ostry dyżur. Ponieważ i tak mieliśmy wracać do domu (kolano przypominało balon a ból stawał się nie do zniesienia, więc nie było szans abym zaczęła chodzić wcześniej niż za kilka dni) postanowili, że ostry dyżur zaliczymy w jakimś dużym mieście. Wypadło na Wrocław. Dotarliśmy tam wieczorem. W szpitalu stwierdzono (bez badań! I jak się okazało błędnie!) pęknięcie torebki stawowej. O jakimkolwiek chodzeniu przez kilka najbliższych dni nie było więc mowy. Wykupiliśmy leki i po długiej dyskusji postanowiliśmy nie szukać noclegu tylko ruszać do Warszawy. Nie był to najlepszy pomysł bo nasz kierowca mimo odpoczynku nadal odczuwał skutki poprzednich dwóch prawie nie przespanych nocy (i dwa tygodnie non-stop za kółkiem!). Po północy  mimo trzech przystanków na kawę i posiłek kierowca nie był w stanie dłużej jechać. Ponieważ jedyna pozycja w której kolano nie sprawiało mi żadnego bólu to pozycja w jakiej trzyma się nogę na sprzęgle, po długich pertraktacjach zmusiłam więc go do zmienienia się za kierownicą. Jednak natura też była przeciwna mojemu pomysłowi :-). Jeszcze kiedy zatrzymywaliśmy się na poboczu było ładnie, jednak zanim zdążyłam ruszyć z nieba spadła ściana wody i rozpętała się paskudna burza, która towarzyszyła mi z przerwami niemal do końca drogi. Poza tymi drobnymi przeciwnościami, dotarliśmy do domu już bez przeszkód. I około 2-giej w nocy wszyscy wskoczyliśmy do własnych łóżeczek.
Tak niestety niespodziewanie o cały tydzień wcześniej zakończyła się nasza letnia przygoda. Jednak mimo to dostarczyła mam wielu niezapomnianych wrażeń.

 

KONIEC