|
Majówka
- Wielkopolska 2007
04.05 - 06.05.2007
Trochę niezdecydowanie się zbieraliśmy na tą wycieczkę, ale z rana
wydzwoniłam noclegi i ruszyliśmy do Biskupina.
Dzień 1-szy Marzenia o
szybkiej podróży legły w gruzach już za Sochaczewem gdzie natrafiliśmy na
paskudny korek z powodu remontu drogi. Pierwszym przystankiem na naszej
trasie był Oporów, gdzie obejrzeliśmy zamek, niestety tylko z zewnątrz. Z
uwagi na nadchodzący wieczór zatrzymaliśmy się jeszcze tylko w Kruszwicy,
gdzie obejrzeliśmy sobie Mysią Wieżę i zjedliśmy wielkie lody. Niestety
nie dane nam było ruszyć dalej od razu, gdyż główną drogą w tym momencie
przechodziła parada strażaków i wozów strażackich. W końcu to dzień Św.
Floriana - patrona strażaków. Do Biskupina dotarliśmy więc grubo po
21-szej. Nie udało nam się już załapać na przyzwoity obiad w karczmie, w
której mieliśmy zarezerwowany nocleg. Po dość długim oczekiwaniu
dostaliśmy hamburgery, frytki i parzoną kawę zamiast zamówionej
rozpuszczalnej. O ketchup do frytek prosiliśmy trzy razy - bezskutecznie.
Inna osoba w samym tym czasie dostała sprite-a zamiast coli i drinka dla
dziecka. Próba zakupienia napojów do pokoju też nie poszła gładko. Pomimo,
iż widziałam na półce różne smaki "Vitaminki" obsługujący pan upierał się,
że ma tylko jeden smak, ten którego nie lubię. W końcu jednak udało się
dokonać zakupów i mogliśmy wyjść na nocny spacer, upewniając się wcześniej
czy dostaniemy się do środka po powrocie.
Dzień 2-gi
Dzień przywitał nas pięknym słońcem, co niestety okazało się dość
zwodnicze, bo zimno było diabelnie i wietrzysko przeszywało na wylot a my
wierząc słońcu ubraliśmy się dość lekko. Zwiedzanie zaczęliśmy od
Biskupina kolejno oglądając rekonstrukcję grodu, muzeum, osadę archeologii
doświadczalnej i scenografię do Starej Baśni - dwór Wisza. Po zwiedzeniu
posililiśmy się pysznymi pierogami i spalinową ciuchcią wąskotorową
udaliśmy się do Wenecji. Nie mieliśmy tylko szczęścia trafić na parowóz,
który rzadko kursuje. Zwiedzanie w Wenecji to takie dwa w jednym. Z jednej
strony stacji mamy Muzeum Kolei Wąskotorowej a z drugiej ruiny zamku.
Zaczęliśmy więc od muzeum, potem obejrzeliśmy ruinki i zaraz potem
mieliśmy na pociąg powrotny. Po powrocie do Biskupina wsiedliśmy w autko i
ruszyliśmy do Lednicy. Po drodze zatrzymaliśmy się w Gąsawie przy pomniku
Leszka Białego. W Lednicy na pierwszy ogień poszedł Ostrów Lednicki -
otoczony wałami gród na wyspie, pretendujący do miana miejsca chrztu
Mieszka I. Na lądzie (Mały Skansen) czekając na przeprawę obejrzeliśmy wystawę
zatytułowaną "Czytanie kości". Wracając odwiedziliśmy wystawę w
Dziekanowicach a na koniec Wielkopolski Park Etnograficzny (wszystko to
należy do Muzeum Pierwszych Piastów - zwiedzanie na jednym bilecie). Park
Etnograficzny jeden z największych skansenów w Polsce. Znajduje się tu
ponad pięćdziesiąt obiektów tradycyjnego budownictwa chłopskiego,
dworskiego, sakralnego i folwarcznego, przeniesione z różnych stron
Wielkopolski. Na zwiedzanie należy przeznaczyć minimum 2 godziny. Na
koniec pojechaliśmy do Żnina. Tu zobaczyliśmy jedynie z zewnątrz wieżę
ratuszową, na zwiedzanie muzeum było już za późno.
Dzień 3-ci
Weekend się kończył. Powoli trzeba było zacząć wracać do domu. Tyle, że
jak zwykle okrężną drogą. W drodze do Gniezna zatrzymaliśmy się przy
dworku w Grochowiskach Szlacheckich. W samym Gnieźnie odwiedziliśmy
katedrę, ale trafiliśmy na mszę z I-szą Komunią. Trudno było zatem
dokładnie obejrzeć. W dodatku część katedry była w remoncie zasłonięta
szaroburym czymś. Obejrzeliśmy Muzeum Początków Państwa Polskiego też nie
powaliło nas na kolana - główną atrakcją była wielka wystawa malarstwa
współczesnego. wystawa dotyczące początków Polski bardziej niż skromna. Na
uwagę zasługują jedynie repliki drzwi poznańskich i gnieźnieńskich,
prezentacja, mała sala ze zbrojami i portrety królów. Jak na taki -
bardzo, bardzo skromniutko. Niezbyt usatysfakcjonowani opuściliśmy Gniezno
i pojechaliśmy do Wyszyny. Ruiny wieży znajdują się na terenie prywatnym
ale można je obejrzeć. Kolejny przystanek zrobiliśmy w Kole. Oczywiście z
powodu zamku. Następnie ruszyliśmy do Besiekier. Tu czekało nas kolejne
rozczarowanie. Nie dość, że trafić tam wcale nie jest łatwo to jeszcze
ruiny zamku mogliśmy obejrzeć tylko z ulicy bo właśnie przed kilkoma
dniami rozpoczęły się prace konserwatorskie. Stąd ruszyliśmy już prawie
prosto do domu, zatrzymując się tylko na jakiś posiłek. Pomimo pory
powrotów z długiego weekendu prawie nie natrafiliśmy na korki. Zapraszamy do
galerii. i UWAGA! Bardzo
prosimy o niewykorzystywanie zdjęć bez zgody autorów!!!
|
|