|
Mazury 2007
05.09 - 09.09.2007
Dzień 1-szy
Wyjątkowo
udało nam się wyruszyć rano tj. o 9-tej. Niestety utknęliśmy w korku na
remontowanej drodze między Błoniem a Kazuniem. Pogoda też nam jakoś nie
dopisała. Pochmurno i mokro.
Pierwszy przystanek mieliśmy w Działdowie. Zamek, obecnie pełniący rolę
siedziby Urzędu Miasta, obejrzeliśmy nie spiesząc się zbytnio. Udało się
nawet wśliznąć do remontowanej nie udostępnionej części.
Następnie zatrzymaliśmy się Nidzicy, gdzie doznaliśmy sporego
rozczarowania. Zwiedziliśmy jedynie zamkowy dziedziniec i muzeum na
parterze. W związku z dużą wycieczką szkolną odmówiono nam sprzedania
biletów i możliwości zwiedzenia zamku. Pani w kasie kazała nam czekać 2-3
godziny, ale Niemcom bilety sprzedała i dołączyła ich do grupy
wycieczkowiczów. Praktyki w naszych muzeach zaczynają nas zrażać do
zwiedzania najpopularniejszych miejsc. Nie po raz pierwszy odeszliśmy od
kasy z kwitkiem bo nie jesteśmy wycieczką ani obcokrajowcami. Często każą
nam czekać, w najlepszym razie, kilka godzin a czasem przyjść innego dnia,
bo może ktoś z rezerwacji nie dotrze albo trafi się mała grupa. Horror.
Nie zawsze da się zaplanować wszystko tak, żeby kilka miesięcy wcześniej
rezerwować wejście do jaskini czy zamku.
Cóż było robić, ruszyliśmy dalej. Kolejnym punktem na naszej trasie był
Olsztynek. W tutejszym zamku mieści się szkoła, zajrzeliśmy więc i do
środka. W czasie naszej wizyty trwały też prace wykopaliskowe na
dziedzińcu.
Potem udaliśmy się do Olsztyna. Tu z kolei w zamku mieści się muzeum. Z
uwagi na bliski czas zamknięcia nie sprzedano nam biletów na zamkową
wieżę. Do zamku jednak jeszcze dało się wejść, czasu było jeszcze dość na
zwiedzanie a szczerze mówiąc na wieżę też spokojnie byśmy zdążyli, do
czego jednak bileterka nie dała się przekonać.
Następny przystanek wypadł w Barczewku. Tu symbolicznie wystawiliśmy nogę
i pstryknęliśmy fotkę kościoła, jako, że po zamku nie pozostał żaden ślad.
Natomiast w pobliskim Barczewie gdzie następnie się zatrzymaliśmy
zlokalizowanie zamku graniczy z cudem bez dokładnych namiarów. Pozostało
jedynie skrzydło mieszkalne przebudowane na szkołę a obecnie pełniące
funkcje magazynowe i ani trochę nie przypominające wyglądem zamku.
Miejscowi też nie należą do zbyt świadomych faktu, że to ma coś wspólnego
z zamkiem, więc na wskazanie drogi nie ma co liczyć. Udało nam się jednak
go odszukać i zrobić fotkę z zza bramy.
Do Ukty, gdzie planowaliśmy się zatrzymać dotarliśmy późno. Dzień we
wrześniu jest już raczej krótki i szukanie noclegu o zmroku nie szło nam
najlepiej. Znaleziona kwatera była taka sobie ale "z perspektywami". Nowi
właściciele urzędowali tu zaledwie od miesiąca. Pokoi przyjemny ale
sprzęty zostawiały trochę do życzenia. Stolik miał połamą nogę i ustawiony
był na słowo honoru, co odkryliśmy zasiadając do kolacji, która
natychmiast znalazła się na podłodze. Łóżka na szczęście nie kryły w sobie
żadnych niespodzianek a na stolik postanowiliśmy bardziej uważać, ponieważ
próba wymiany na stolik i innego pokoju nie powiodła się - tamten miał
złamane 2 nogi.
Dzień 2-gi
Pogoda rano raczej nie była specjalnie zachęcająca, choć nie padało.
Trochę się więc ociągaliśmy z wyjściem. Najpierw skierowaliśmy się do
Galindii. Po spacerku na jej terenie i obejrzeniu krypy na przystani
zeszliśmy do knajpy na pyszny bigosik. W między czasie niebo się trochę
rozjaśniło. Pojechaliśmy więc do Parku Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie. Jak
wszyscy przed wejściem zaopatrzyliśmy się w smakołyki dla zwierzaków.
Jednak zaraz po wejściu bystry jelonek wykorzystał chwilę nieuwagi
Andrzeja i pozbawił go natychmiast całego zapasu. Na koniec udaliśmy się
do Mikołajek. Zaopatrzyliśmy się w paliwo i produkty spożywcze,
pospacerowaliśmy po nabrzeżu i już koło 18-tej byliśmy z powrotem na
kwaterze. Postanowiliśmy się zatem wybrać na jakiś spacer po okolicy. Przy
okazji zapytaliśmy o kajaki i umówiliśmy się na następny dzień. Wstyd się
przyznać ale do tej pory nie mieliśmy jakoś okazji nigdy pływać kajakiem.
Wieczorem postanowiliśmy zrobić kolację w kuchni na dole, jednak nie był
to dobry pomysł. Po kuchni kręciło się parę osób, chyba wszystko rodzina
właścicieli, atmosfera była sztywna i raczej nie przyjemna. Zastanawiam
się po co w ogóle właścicielka mówiła, że kuchnia jest również do użytku
gości. Zachowanie obecnych tam osób świadczyło raczej o tym, że im
przeszkadzamy. Samej gospodyni nie było więc czuliśmy się jak intruzi.
Dzień 3-ci
Rano zebraliśmy ekspresowo. Bez pośpiechu udaliśmy się więc na miejsce
spotkania. Ku naszemu zdziwieniu pogoda była wyjątkowo ładna. Był to
jedyny słoneczny i ciepły dzień naszej wyprawy, Spływ rozpoczęliśmy z jez.
Krutyńskiego i zakończyliśmy w Ukcie. Nieduży odcinek, ale ostrzeżeni
przez znajomych, którzy też niedawno po raz pierwszy spływali woleliśmy
nie szarżować. Choć jak się okazało, żadnych dolegliwości mięśniowych
następnego dnia nie odczuliśmy. Początki nie były rewelacyjne ale
niewielkie problemy ze sterowaniem dość szybko pokonaliśmy. Niestety zanim
to nastąpiło zaraz po wypłynięciu kilkakrotnie natknęliśmy się na gondole,
z których ominięciem nienajlepiej sobie radziliśmy. Na wszelki wypadek
głośno ostrzegałam, że my początkujący i gondolierzy sami postarali się
ominąć nas wielkim łukiem. Kajakarzy na szczęście nie było wielu, więc
dalej płynęliśmy sobie spokojnie. Nie pozostało nic jak tylko płynąć i
podziwiać Krutynię i jej otoczenie. Po drodze w pewnym momencie doszedł
nas fantastyczny zapach i po chwili zawracaliśmy na pyszne placki i
naleśniki. Po powrocie wybraliśmy się do Rucianego. Przespacerowaliśmy się
trochę i podjechaliśmy na śluzę Guziankę. Pierwszy raz miałam okazję
zobaczyć ją z góry a nie z pokładu łajby. Kolejnym przystankiem naszej
wycieczki był Pisz, gdzie udaliśmy się nad rzekę w miejsce gdzie kiedyś
istniał zamek. Potem ruszyliśmy przez Nowe Guty - punkt widokowy na
Śniardwy, Kociołek Szlachecki - gdzie w dzieciństwie byłam na wczasach,
Okartowo - miejsce, gdzie kiedyś istniała drewniana strażnica, dalej wokół
Śniardw i na koniec boczną piękną leśną drogą pełną niespodzianek (co
kilkaset metrów inna nawierzchnia, jedna lepsza od drugiej: bruk,
gruntówka, tłuczeń, itd.) do Mikołajek. Mając dość przygotowywania
posiłków na malutkim ledwo stojącym prosto stoliku zjedliśmy kolację w
nadbrzeżnej knajpie i późnym wieczorem wróciliśmy na kwaterę.
Dzień 4-ty
Plan dnia był bogaty. Wystartowaliśmy więc rano przez Mikołajki do Rynu.
Tu zamek obejrzeliśmy tylko z zewnątrz, gdyż w środku szykowano właśnie
wesele. Przeszliśmy się też do portu i ruszyliśmy do Giżycka, gdzie
popatrzyliśmy sobie jak na most obrotowy i obfotografowaliśmy popadający w
ruinę i wystawiony na sprzedaż zamek. Twierdzy też nie udało się zwiedzić
w środku, bo właśnie przygotowywano imprezę zamkniętą. Zaczyna się to
robić trochę wkurzające. Obiekty niby dostępne ale... Na szczęście
pozostałościami mostu kolejowego w Kruklankach nikt się jeszcze nie
zainteresował i obejrzeliśmy je bez problemu. W Pozezdrzu też bez
przeszkód można obejrzeć bunkier - czarny szaniec - kwaterę Himlera.
Następnie udaliśmy się do Węgorzewa, gdzie odrestaurowany zamek, jest
siedzibą instytucji kulturalnych. Wyjeżdżając z miasta zapomnieliśmy
zatankować autko, co zauważyliśmy jakieś 10 km dalej, ale pełni wiary
tutejszą infrastrukturę postanowiliśmy nie wracać się. Strzałka na
wskaźniku paliwa spadła do zera zanim dojechaliśmy do Srokowa ale tutejsza
stacja okazała się już zamknięta. Modląc się o to aby nasze autko było w
stanie jeździć dostatecznie długo bez paliwa, skierowaliśmy się do Barcian
- 15 km. Tu stacja okazała się również nieczynna a wywieszona karteczka
głosiła "W dniu 8 września stacja czynna 8:00-10:00, 9 września stacja
nieczynna". Strzałka poziomu paliwa przekroczyła już zero. Zatrzymaliśmy
się jeszcze obejrzeć zamek (w remoncie) i ruszyliśmy dalej szukać paliwka.
Do kolejnego miejsca dającego nadzieję na paliwo - Kętrzyna - mieliśmy
kolejne 15 km. Tu wreszcie się udało zatankować. Niestety z zamkiem znów
mieliśmy pecha. Kolejne wesele czy inna impreza uniemożliwiły nam
obejrzenie wnętrza. Kolejnym przystankiem było Szestno. Tutejsze ruinki
znaleźliśmy bez problemu, jednak wieczorna pora, gęste zarośla i brak
negatywu w aparacie, któremu takie warunki oświetleniowe nie wadzą, nie
pozwoliły nam zrobić przyzwoitych zdjęć. Trzyletnia najprostsza cyfrowa
"małpa" nie dała rady. Zmierzając z powrotem na kwaterę zatrzymaliśmy się
w Mrągowie na pizzę.
Dzień 5-ty
Generalnie wracamy, jednak nie przeszkadza nam to w zaplanowaniu bogatej
listy miejsc do odwiedzenia. Startujemy więc rano. Zaczynamy od głazowiska
w koło Wojnowa. Potem jedziemy do Popielna i Wierzby - taki sentymentalny
powrót do miejsc znanych z dzieciństwa (jedno - Andrzeja, jedno -
moje). Chcieliśmy przepłynąć dalej promem w Wierzbie, jednak zbyt długo
trzeba było czekać. Pojechaliśmy przez Ruciane i Uktę do Mrągowa i dalej
do Sorkwit zobaczyć tamtejszy pałac. Oczywiście tylko z zewnątrz gdyż
udostępniany jest tylko na imprezy i dla grup zorganizowanych. Dalej były
pałac w Stachowiźnie, Bezławki - kościół, pierwotnie zamek krzyżacki i
sanktuarium w Świętej Lipce. Następnie sporo czasu zmarudziliśmy w Reszlu,
ale warto było, bo tamtejszy zamek ma w sobie to coś. Pogoda oczywiście
jak zawsze kiedy człowiek wraca do domu była bardzo ładna, słoneczko
grzało, ale tym razem nie było nam to na rękę bo podróżował z nami chomik
Tusiek. Trzeba było szukać więc zacienionych miejsc do parkowania, żeby go
nie ugotować. Większość naszego pobytu Tusiek spędził na kwaterze ale
wrócić jakoś z nami musiał. W Jezioranach natrafiliśmy na festyn z okazji
dożynek przy zamku (urząd miasta), zatrzymaliśmy się znów na trochę.
Następnie zatrzymaliśmy się na chwilę w Biskupcu, gdzie kiedyś był zamek i
udaliśmy się dalej do Szczytna. Tu ruinki zamku dość malownicze
wkomponowane w otaczające budynku, w tym urząd miasta. Do Ciechanowa
dotarliśmy już zbyt późno aby zwiedzić zamek ale przynajmniej z zewnątrz
go obejrzała (Andrzej go zna). Jest to kolejne po Radzyniu Chełmińskim i
Iłży miejsce, które jest za blisko domu, które zawsze obiecujemy
sobie odwiedzić je na powrocie i również zawsze dojeżdżamy za późno aby
wejść. Stąd juz udaliśmy się prosto do domu. Zapraszamy do
galerii. UWAGA! Bardzo
prosimy o niewykorzystywanie zdjęć bez zgody autorów!!!
|
|